Aktualności

O Metodzie rozważań ciąg dalszy

Ewa Paszkowska - Demidowska

O Metodzie rozważań ciąg dalszy

Trochę czasu minęło, ale nie mogę przestać myśleć o zdaniu, które padło w dyskusji. Zdaniu, które jest prawdziwe i powinno być wystarczającym argumentem sankcjonującym miejsce i status Metody.

Stwierdzenie: „to nie jest terapia ” nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem: „to nie daje rezultatów”

To obiegowa opinia odnośnie Metody Feldenkraisa. Bo pomaga. I to jak !!! Czasami od razu, spektakularnie, czasami to działanie jest odroczone i jak w każdym procesie, dostosowane do indywidualnego przyzwolenia na zmianę.
Więc skoro Metoda daje „rezultat” – to czy to wystarczy?!?! Moje pytanie. Komu? Komu takie stwierdzenie wystarcza?
Na pewno nie uczestnikom zajęć. Bo oni chcą zrozumieć co się wydarzyło. Dlaczego np. lekcja o upadaniu jedną osobę usypia, ktoś inny zaczyna płakać, a jeszcze komuś innemu prostują się kolana i po czasie zauważa że inaczej zużywa buty. Że zwyczajnie wystarczają mu na dłużej.
Jeszcze mniej to pomoże komuś kto nigdy nie skorzysta z Metody. A nie skorzysta, bo „argument”, że coś działa nie jest dla niego wystarczający. On chce wiedzieć czym to jest i jak to działa. I po co ma się uczyć poruszać małym palcem u nogi.
Nie pomoże również matce dziecka – bo kiedy ona szuka pomocy, to szuka terapii, a nie lekcji ruchowych. I nawet jak usłyszy od innej matki, że to działa – to powie: „później, najpierw moje dziecko musi poradzić sobie ze spastyką… albo nauczyć się siedzieć i trzymać główkę, Na lekcje świadomego ruchu ma jeszcze czas….”
Więc nie pomoże również dziecku – bo zamiast uczyć się siebie, rozpoznawać zależności szkieletarne po to, by samemu znaleźć właściwą dla siebie siłę skurczu mięśni adekwatną do ruchu, jaki chce wykonać, żeby uniknąć spastycznych skurczów, albo rozpoznać taką trajektorię ruchu, która przestanie dalej mu skręcać kręgosłup. Tak, temu dziecku to stwierdzenie też nie pomoże. Bowiem ono zamiast uczyć się siebie, będzie wyrównywane i prostowane – dopasowywane do wzorca ruchu obiegowo uznanego za poprawny, a więc najlepszego także dla niego. Co z tego że chwilowo niemożliwego, a jeśli niemożliwego, to skorygujmy go operacyjnie. Bo to uznane metody.
I nie pomoże lekarzowi – który nawet jak wie o Metodzie i wie że mogłaby pomóc, to i tak zasugeruje inną terapię . Coś o czym wiadomo czym jest, i jak działa.
I nie pomoże samej Metodzie. Bo zamiast stać się elementarzem dla każdego terapeuty czy rehabilitanta, zamiast funkcjonować w powszechnej opinii jako podstawowe narzędzie do samodiagnozowania i samo-pomagania, jest nadal elitarną metodą dla nielicznych, którzy mieli wystarczająco dużo samozaparcia żeby szukać.

Poprzednia